przez ytron » 10 kwi 2015, o 22:59
Wylewna relacja z koncertu Anathemy w Łodzi.
Kateroidy jadą na Anathemę do Łodzi bo Arsen wymyślił ongiś i tak jakoś wyszło że 3 bilety kupione mimo że w sumie tylko on ich słucha. Polskibus o 17 na Młocinach, zdążymy elegancko dojechać. Jak się okazuje ze Służewia to prawie pół godziny. Na Świętokrzyskiej (możliwość przesiadki do pociągów linii metra em dwa) Kater podejmuje decyzję życia że spłyń z lodami i idzie do domu, ratując tym samym swój zjebany kręgosłup przed niechybną zagładą w polskimbusie. O 17 jestem na Marymoncie i piszę do Arsena żeby trzymał busa za mordę. Arsen jednak nietrzymał busa za mordę bo nie wziął biletów na koncert. Siedzimy pod drzewem na Młocinach z laptopem i kminimy co dalej. Ostatecznie czwarty kateroid czyli siostra dostarcza bilety w ostatniej chwili byśmy zdążyli na następny polskibus spóżniający się na 20:15, cały zapchany po brzegi. Docieramy do Łodzi i niezamordowani przez nikogo udajemy się do kudłaczarni tylnym wyjściem bo przednie zamykają dla takich frajerów. Tam już okazuje się że jest fajnie bo obok pomieszczenia z kudłaczami jest drugie równie duże z piwem. Stoimy z tyłu, jest piwo i jest dobrze, obrzydliwy rozwodniony Żywiec, bardzo dobry. Pytam Arsena co to za ludzie a on mi wymienia członków zespołu, rozmiar buta itp a ja tylko pytałem czy to już anathema czy jakiś gofrosupport. Czyli lepiej nie będzie. Przeciskamy się bliżej bo z tyłu razem z Anathemą słychać w równym stopniu konwersacje najebanych ludzi. Jakiś nieciekawy człowiek przepycha mnie nieuprzejmie bo zasłoniłem mu widok, ale wypiłem dopiero jedno piwo więc nie przedyskutowałem z nim tego nietaktu. Śmieję z Arsena jak skacze, macha telefonem i inne takie odpały wyczynia co ludzie zwykle robią jak są na koncertach. Im więcej piwa tym Anathema lepiej brzmi. Arsen mówi że im bliżej sceny, więc nasze drogi w końcu się rozchodzą. Dzięki temu zapewne unikam demedży bo już parę razy prawie trafił mnie głową w ryj. Ogólnie polecam takie koncerty co cię nie wiele obchodzą, z jednej strony wrzeszczące kudłacze łupułupu a jak ci się zachce piwa to wychodzisz po piwo, jak ci się zachce lać to idziesz do kibla, zupełnie jak w domu przed komputerem. Kolejek nie ma bo wszyscy siedzą w kudłaczarni, za wyjątkiem 10 minutowej przerwy podczas której ustawiają się dwugodzinne kolejki po piwo. Okazuje się że znam większość kawałków ze słyszenia, przynajmniej na początku więc nawet wiem w których momentach machać łbem. Dowiaduję się też w międzyczasie że grają od najnowszych do najstarszych więc od dawna wiadomo że Judgement już nie będzie więc nie wiadomo po co się drą właściwie. Spotykam Bizona wielokrotnie bo też lata tu i tam z aparatem i łysymi ludźmi i mówi że kał, co za gówno i nie pamięta ostatnich 10 utworów. Wychodzę do szatni wziąć plecak z laptopem zanim go spłyń z lodami, poarsenowy z naszywkami dżrim fjeter i anadema więc jego miejsce jest w kudłaczarni w sumie. W finale wrzeszczą coraz bardziej i coraz bardziej bez sensu. Koniec się zbliża więc idę po kurtkę żeby nie stać w kolejce z plebsem. Wychodzimy ostatecznie z bizonem i jakimiś bizonowymi ludźmi. Biorę żywca na drogę bo bez żywca po Łodzi się nie chodzi. Lądujemy w jakiejś knajpie gdzie zamawiamy piwo, nie płacimy, nie pijemy go i idziemy do innej, to było dziwne. Tam przeprowadzamy z Arsenem ożywioną rozmowę z jakąś Litwinką w języku prawdopodobnie angielskim o polityce choć nie miała o niej ochoty rozmawiać. Jak mówiła po litewsku brzmiało jak rosyjski. Dowiedziałem się też że Alina Orlova jest w swoim kraju popularna ale ona nie daje o nią hak ci w smak. Zahaczyliśmy takoż o metafizykę, nie omieszkałem chyba też wspomnieć o wyższości kolonizacji Wenus nad kolonizacją Marsa, więc w końcu powiedziała że jest tired i już nie rozmawialiśmy. Idę do kibla i próbuję nie umrzeć bo duże ilości naraz żywca. Mogłem być w domu i grać w gry ale siedzę w kiblu w Łodzi i nic się na to nie poradzi (nie porodzi heh). Wychodzimy o nie wiem której, na odchodnego próbuję dopić piwo co napełnia mnie przemożną chęcią oddania całego dotychczasowego żywca bonus-style ale jednak udaje mi się przezwyciężyć chwilę przeciętności. Potem jest bardzo wesoło, idę po pustej łódzkiej jezdni, biegam po łódzkim lesie i opowiadam Bizonowi że 5 milionów lat temu wyschło Morze Śródziemne. Idziemy do bizonowego domu, już tylko my dwaj czyli trzej, więc spłyń z lodami nie było. Rano wracamy polskimbusem tym razem bez problemu, w dodatku luźno więc mogłem leżeć z tyłu w poprzek i upewniać się że pasy są zapięte przez cały czas podróży.
Pozdro 600 dla Bizona za przytulną podłogę w kuchni i wyśmienitą kranówę.
No więc Anathema. Fajny zespół nawet.
remember, forcing an unwilling creature to enter your cock is quite difficult