Mi hejt (jeśli kiedykolwiek taki był) na Heritage przeszedł już dość dawno. Teraz oceniam że to po prostu porządny retro album. Dobra "rzemieślnicza robota" jak to się mawia

. Takie Femine czy Folklore, czy właśnie GOD, to fajne rzeczy są. Ogólnie, to 6 albo 7 na 10. Do ostatniej nie chce mi się w ogóle wracać.
Songs w porównaniu do poprzednich (ZWŁASZCZA do SLS i REM) wygląda jak Elvis przy Dream Theater. Luz, blues i fun. Może SLS i ADHD mają lepsze kompozycje, ale stężenie napuszenia czasami jest nie do przejścia (choć jak mam ochotę na takie klimaty, to jakiś Pendragon czy właśnie Riverside bardzo fajnie się sprawdzają... no i trzeba przyznać, że melodie ładne im zawsze wychodzą.). I jest jeszcze debiut - chyba na dzisiaj moja ulubiona płyta (nowy Duda jednak za OOM, przesadziłem z tą 'narlepszością' w poprzednim poście ;p), słodko urocza i naiwna. Poza tym Same River to imo cały czas ich najlepszy numer.
Ogólne rozumiem, że hajp jaki wybuchł w polskim internecie na nich jest niesamowicie przesadzony (porównania do Jethro Tull, Marillion, czy nawet Porcupine, to lekkie przegięcie

) i może irytować, ale z drugiej strony cały hejt ze środowisk ogólno klerykalnych i całej tej internetowej alternatywy co to słucha szamańskich-śpiewów-przepuszczonych-przez-milion-przesterów-i-rozciągniętych-na-półgodzinne-maratony-nudy-i-rozpaczy, też jest wyolbrzymiony.
.
.