notowanie XIV. zapraszam do zabawy!



"Innuendo"
"I'm Going Slightly Mad"
"Headlong"
"I Can't Live With You"
"Don't Try So Hard"
"Ride the Wild Wind"
"All God's People"
"These Are the Days of Our Lives"
"Delilah"
"The Hitman"
"Bijou"
"The Show Must Go On"

mocna płyta, powrót do korzeni. ostatnio doszedłem do wniosku, że najlepszymi utworami z tej płyty są tytułowy, "TSMGO", "Slightly Mad", "Don't Try So Hard" oraz "RTWW". z całej stawki z ogromnym szacunkiem dla reszty wybieram klamrę płyty czyli "The Show Must Go On".
(w przypadku tej płyty najlepszy numer zmienia się jak w kalejdoskopie - co nastrój inny numer).

I'm
Going Slightly Mad - bo jest najbardziej popieprzone a i uwielbiam
ten diaboliczny syntezatorowy rytm w tle. Poza tym moje bezpośrednie
zainteresowanie muzyką Queen trwające od 2004 roku do dziś zaczęło się
od przypadkowego zasłyszenia gdzieś w radiu właśnie tego oto kawałka. Oczywiście
inne znałem już dużo wcześniej, ale nie zapoczątkowały one mojego
zainteresowania.

No wiadomo że Innuendo

To był pierwszy kawałek Queen jaki zasłyszałem ever.

Cóż...zapewne zaraz po wydaniu tego albumu nie miałbym problemu z wyborem najlepszego utworu, którym byłby niewątpliwie TSMGO. Lecz po upływie wielu lat od wydania tego krążka, oraz wielokrotności jego przesłuchania, mianem najlepszego określam szybki Headlong - taki zadziorny, rockowy utwór choć praktycznie w niczym nie ustępuje mu RTWW, toteż wybór był trudny, ale chyba...właściwy

Zdecydowanie Innuendo

The Show Must Go On - jeden z największych popisów wokalnych kiedykolwiek. Rzecz przepełniona emocjami, kojarząca się z Fredem i ciarogenna. Najlepszy kawałek jaki pojawia się w RMFie i za rybo dwudyszna nigdy nie pasuje do reszty, a ludziom się znudził bo się wczuć nie umieją w tym bezmózgim słuchaniu 'w tle'

The Show Must Go On - bo to jedyny utwór Queen przy którym mam ciary*. Dramatyczny i artystycznie udany, czego chcieć więcej?

*w ogóle pod względem ciarogenności Królowa to słabiutki zespół. Dreamy, Marillion czy Floydy biją ją na łeb. Szkoda.

Kiedyś usiłowałem czytać jaką książkę mistrza zen - nie dało się tego bełkotu czytać, ale jedna rzecz mi wciąż wisi w głowie - leciało to mniej więcej tak "Kiedy zaczynasz poznawać zen, wszystko się zmienia - góry stają się morzami, a morza górami. Ale kiedy wnikniesz bardzo głęboko, w samą istotę - wtedy na powrót morza są morzami, a morza górami".

I tak było chyba i ze mną - kiedyś zachwycałem się "The Show Must Go On", dopóki nie poznałem bliżej twórczości zespołu - znudziła mi się ta piosenka, nie wracałem do niej i nie wiedziałem dlaczego inni wciąż się nią jarają. Ale teraz, kiedy (sorry, muszę wyznać prawdę) Queen jako całość zaczyna mi się powoli nudzić - zauważam, że TSMGO jest na wierzchu jako jeden z najlepszych utworów grupy.

Moim zdaniem najlepsze jest Innuendo. Jedna z niewielu piosenek Queen przy której mam autentyczne ciary słuchając.

CIARY to najlepsza rzecz w muzyce. Kiedy jakiś kawałek je wywołuje to już się wie, że to jest kurde to.

Na fb wciąż jest obecny duchem

TO NIE TO SAMO.

TAK BARDZO ŻAL ;__;

The Show Must Go On - według mnie, to jest najlepsza piosenka w historii muzyki rockowej. Mam gdzieś, kto co powiem, dla mnie tak jest.

Innuendo - BR lat 90.

ocyzwiście Innuendo. Geniusz, geniusz i jeszcze raz arcydzieło