Dla mnie - po Marbles, Brave i Happiness - Anorak jest ich najlepszą płytą. Niesamowicie odważne podejście do muzyki i przełomowy w ich historii (pod niektórymi względami nawet bardziej niż Marbles jak się dobrze zastanowić). Mimo że i Radiation i dotcom to płyty ciekawe i nie idące po najmniejszej linii oporu (w przeciwieństwie do tego jak się dzisiaj nagrywa w progowym światku) to zaliczają się raczej do tych słabszych pozycji w katalogu zespołu) i nie mogą się równać z tym co oferuje następujący po tym okresie eksperymentów (będąc jednocześnie jakby jego ukoronowaniem, przynajmniej tak mi się to widzi) Anorak. Po latach poszukiwań postawili wszystko na tę jedną kartę/płytę i trafili w dziesiątkę. Oczywiście historia z fanami, którzy się skrzyknęli by zapłacić za jeszcze nienagraną płytę jest już słynna. Ale jakby dobra historia nie stała za albumem, to oceniamy muzykę, a nie okoliczności w jakich była nagrywana.
Już samo otwarcie to radość i miłość.
Today! I saw music in the skyyyyyyyyyyy <3 ileż tu ciepła i zwykłej radości z gry. Chciałbym to kiedyś na żywo usłyszeć.
Później
Quartz. Biorąc pod uwagę, że nagrywa to zespół znany z kopiowania Genesis ewentualnie Kejli, AOS i ogólnie neoprogu - odważna rzecz. Nie potrafię się zdecydować, którą wersję wolę. Obie boskie, choć ta koda, którą Rothery czaruje pod koniec w LiM... Z drugiej strony to zwolnienie w albumowej wersji przy it's so hard to ciary niepomierne. Kapitalny tekst. Koncertowy killer. w obu wersjach.
Map of the World to moje jedyne zastrzeżenie. Ot raczej przeciętna popowa pioseneczka. Nawet niezła melodia i fajnie to jest zgrane, ale całość jakoś tak płytko brzmi. Za to
When i Meet God to już kolos i wspaniałość.
http://www.youtube.com/watch?v=nZ7rxTPXFkQ - to co pod koniec Rothery robi w tym nagraniu to po prostu mistrzostwo świata i automatyczny awans do tej samej ligi co Latimer czy Gilmour. Tylko rybo dwudyszna, jakimś cudem jest jeszcze piękniej niż u tamtych klasyków?
Lubię wszystkie pozostałe piosenki. Separated Out (wersja z Zeppelinami rox), Wild Rose czy przede wszystkim If My Heart Were A Ball to świetne "lżejsze" rzeczy. Natomiast absolutnym moim faworytem całego albumu jest
This is the 21st century. Pomnik. Cudowna melodia, Kelly z Grubym przechodzą samych siebie, Ian miażdży tym swoim powolnym łupaniem. A i tak najwspanialszy jest tutaj tekst i dialog mężczyzny z kobietą. Piękne podsumowanie naszych czasów. Z pewnością jest to jeden z bardziej udanych tekstów w dorobku H. Ten refren, połączenie tekstu i melodii po prostu totalnie trafia mnie w to miejsce w serduszku, które każe się wzruszać podczas oglądania Wall-ego, Hooka, American Beauty czy na widok spoconego Mela Gibsona w Zabójczej Broni.
"This is the 21st century
I heard everything you said
The universe demystified
Astronomy instead
This is the 21st century
Can't you get it through your head
This ain't the way it was meant to be
Magic isn't dead
Come to bed
Come to bed
And rest your heavy head my love.."
And slowly, from above,
She showed the answer's something that can't be written down
najlepszy tekst w historii. kropka, przecinek i wykrzyknik.
no. Właśnie sobie słucham całego Anoraka. Doskonały. Przepiękna muzyka. Dzięki Oberst za przypomnienie
The world is you
The world is me
;__ ;;;
zdecydowanie jeden z albumów życia.
.
.