No to dobra to jadziem!
To był chyba jeden z najlepszych i najważniejszych koncertów mojego życia, chociaż ja tam jechałem raczej nie jako fan, czy tym bardziej znawca BS, ale tak po prostu na zasadzie, że legendę, ba, ikonę muzyki rozrywkowej na polskiej ziemi, tuż przed jej własną śmiercią bezwzględnie trzeba zobaczyć! Taka już moja klauzula sumienia fana muzyki rockowej i okołorockowej.
Ozzy, faktycznie wymiatał i jakoś nie widać po nim było że to wrak człowieka! Ktoś tu chyba wspomniał, że nie łapał za bardzo kontaktu z publicznością? Ja uważam inaczej, jeżeli za "kontaktowość" już można uznać samo polewanie wodą. xD No ale mniejsza, bo facet wymiatał, choć chyba nie tak jak Iommi, czy ich nowy perkusista(chociaż ten to pierwsze skrzypce miał tylko chwilę(taką dłuższą chwilę) wiadomo gdzie). "Black Sabbath" który jest moim ulubionym utworem zespołu i jednym z ulubionych w muzyce rozrywkowej w ogóle niestety nie porwał mnie aż tak jakbym sobie tego życzył. Nie mówię, że było źle, bo tak nie było, wykonanie wymiotło i w ogóle, ale i tak czuję jakiś niedosyt, być może za wysoko postawiłem sobie poprzeczkę jeśli chodzi o oczekiwania od tak przegenialnego numeru. Nie było źle, ale niestety nie mogę tego uznać za najlepszy czy tym bardziej ulubiony moment koncertu.
Za ten uważam "God Is Dead?", gdzie niezłe ciary czuć było w tle, no a w dalszej kolejności to "N.I.B." i "Iron Man", które widzę, że nie bardzo wszystkich porwało(mnie zabrakło tylko tego bulgoczącego robotycznego "I-I-I-A-A-A-M-M-M-A-A-A-J-J-R-R-R-O-O-O-N-N-N-M-M-E-E-E-E-N-N-N", ale nie żałuję. A nie czekaj wróć! Gdzieś między "N.I.B." a "Iron Man", lub między "God Is Dead?" a "N.I.B." muszę uplasować pod względem genialne ten króciutki fragmencik "Supernaut"(czemu tylko fragmencik ja się pytam?) i to długaśne solo perkusyjne, które po nim nastąpiło. No mogło być trochę krótsze, ale nie będę wybrzydzał, bo się przy nim nie nudziłem, a i miałem miłe skojarzenia, bo miejscami przypominało ono purplowskie "Flight Of The Rat".
Wielkim minusem koncertu jest to, że nie puścili ANI JEDNEGO kawałka z mojej chyba ulubionej płyty "Sabbath Bloody Sabbath", chociaż jak zaczęli grać "Paranoid" na końcu to już przez chwilę mi zrobili nadzieję, bo początek był rybo dwudyszna podobny do tytułowego ze wspomnianej już płyty, no a tu zonk! Ale wybrzydzać nie będę bo też uwielbiam ten numer.
Ale i tak nie zapomnę im tego, że mój ulubiony album po prostu sobie olali!
Innym minusem było to, że musiałem przesiedzieć ten koncert samemu, bo nie załapałem się na bilety na płytę, kiedy jeszcze były, a potem długo musiałem walczyć o miejsce na trybunach(thanks Live Nation!!!). Bałem się, że będę miał sedesie z bakelitu miejsce, bo niemalże z boku sceny i pod ostrym kątem, ale na szczęście tak się nie stało, bo raz, że siedziałem w stosunkowo bliskim rzędzie, a dwa, że bok sceny na szczęście był odsłonięty i widziałem naprawdę dużo.
Widzę, że chyba nawet widziałem więcej niż moje towarzystwo, które stojąc z tyłu płyty musiało się zadowalać widokami na telebimie. xD
No a jeśli o towarzystwo mowa to dziękówa za miłe spotkanie przed i po koncercie - w kolejności alfabetycznej - Anet, Anunakiemu, Dadze, Mike'owi, NAR'owi, w-7 i koledze mike'a, którego imienia niestety chyba nie pamiętam. To grupowe podziękowania, a jeśli chodzi o osobne to miło było mi poznać trzech nowych forumowiczów: Anet, Anunakiego i w-7(w końcu zweryfikowałem ostatecznie jego wygląd, bo w internetach widziałem pierdyliardy różnych jego zdjęć co do których miałem informacje, że niekoniecznie są prawdziwe xD), NAR'owi, za ponowne spotkanie po prawie 4 latach, dadze za to, że jej klucze zaatakowały moje palce przy próbie otwierania piwa(thanks, daga
) i tu jeszcze raz NAR'owi, za to że pomógł mi sobie z nimi poradzić.
Anunakiemu jeszcze raz, że pomógł mi się rozliczyć za moje naleśniki, Mike'owi: za cierpliwość, gdy czekał na mnie z innymi na dworcu, a ja błądziłem, za zabranie do "Pozytyvki", naprawdę genialne naleśnikarni, której w Wa-wie pewnie na próżno byłoby mi szukać xD, za "sandały-pedały", no i za to wyjście do parku za Areną, gdzie mieliśmy nie małą adrenalinkę wobec ewentualnego bliskiego spotkania z "niebieskimi", no i za "ścieżkę zdrowia" jak wracaliśmy z buta na jego osiedle, co pomogło mi obalić pewne mity odnośnie niektórych łódzkich osiedli.
xD
I jeszcze specjalne podziękowania dla Crystala za to, że znowu nie umiał się zorganizować i nie dotarł na koncert oraz Bizonowi za to, że się z nami nie spotkał, heheszki.
xD
No trza to koniecznie powtórzyć, tylko jaki to zespół musi teraz przyjechać, żeby znów nadarzyła się taka okazja...