Nie jestem przekonany...
Po pierwsze dlatego, że wystarczy poobserwować różne wywiady i inne behind the scenes, żeby zobaczyć, iż Roger i John byli chyba całkiem niezłymi kumplami. Pewnie, dla potrzeb kariery można udawać, ALE takiej nici sympatii jakoś za rybo dwudyszna nie dostrzegam w relacji John-Brian. To mi właśnie dało do myślenia. Animozje dotyczące kierunku artystycznego oczywiście były, z Brianem żarli się o solówkę w Back Chat i Break Free... ale Roger? Taylorowi nie podobała się produkcja AOBTD, a potem sam z radością przesiadł się na automat perkusyjny. Ba, jakoś Taylor i Deacon nie mieli większego problemu z tworzeniem Made In Heaven bez udziału Maya i nie sądzę, by jedynymi motywami ich działania była chęć zarobku/chęć oddania hołdu Freddiemu. Bez porozumienia/sympatii nie byłoby tego. Mało tego - Roger namówił Briana, by No-One But You było piosenką Queen. Nie piosenką May-Taylor, piosenką Queen.
Po drugie, mniej istotne, John maczał palce w początkowej fazie We Will Rock You. To zapewne wypełnia pojęcie "doing next to nothing", ale na jednym z pierwszych przedstawień też się zjawił (są nawet fotki:
http://www.queenvenezuela.com/2012/06/j ... -will.html).
Po trzecie - współpraca z Paulem. Nie został poproszony i sam z siebie napisał "list poparcia"? Zakładając, że Brian i Roger nie kłamią w tej kwestii, to chyba dość nielogicznym byłoby napisanie, zanim cokolwiek się wydarzyło. No chyba, że był to list popierający ich działania w ogóle, a nie współpracę z Rodgersem.
Tak czy owak - wydaje mi się to grubymi nićmi szyte i to broń Szatanie nie dlatego, że tak kocham naszą fantastyczną czwórkę, iż nie mogę w to uwierzyć. Mam świadomość tego, że Brian potrafi być wredny i nieracjonalny, mam świadomość, że Roger go poprze zawsze i wszędzie (reklama Pepsi), w końcu wiem, że John przede wszystkim czuł więź z Freddiem i był na wylocie (i rzeczywiście w latach '80 był gościem w studio - co jest widoczne zwłaszcza na Making of One Vision), ale ogółem nie klei mi się przytoczona wyżej historia. Amen.