Właściwie to mogę sobie jakoś od biedy ten rok podsumować.
1. Sophie Ellis-Bextor - Wanderlust
Bardzo przyjemna i w moim stylu płyta. Zupełnie nic tą płytą Sophie nie odkrywa, ale parę kawałków jest straaasznie uroczych.
2. Queen - Live at the Rainbow
Powinno być pierwsze, ale bez sensu dawać koncertówkę na czele. Niemniej czysta wielkość.
3. Rival Sons - Great Western Valkyrie
Jak słuchając jakiejś płyty nowego zespołu myśli się o Led Zeppelin, to musi być co najmniej dobrze. Najlepszy Bizon. Secret to bezczelnie dobra zżynka z LZ
4. Lana Del Rey - Ultraviolence
Ta płyta jest dobra. Nawet lepsza od Born to Die. Mniej hiciarska, ale za to ciekawsza i z rockowym pazurem. Miłe zaskoczenie 2014 roku.
5. Agusa – Hogtid
Była ostatnio u Bizona w radiu i przypomniało mi się, że podobała mi się. Momentami wybitna.
6. Foo Fighters - Sonic Highways
Przyjemny rock. Płyta słabsza od poprzedniej, ale całościowo dobrze mi weszła.
7. Uriah Heep - Outsider
Szału ni ma, ale na pewno nie byłem rozczarowany.
8. Bernie Marsden - Shine
Na początku bardzo dobrze, ale z każdym kolejnym utworem poziom spadał aż zarył o dno. Album dobry tak gdzieś do 3, 4 kawałka.
9. Manic Street Preachers - Futurology
Nic z niej nie pamiętam. A nie, ten niemiecki kawałek mi zapadł. Reszta obojętna bardzo.
10. Pink Floyd
No i po co? Znaczy nie było fatalnie, ale większość rzeczy z tej płyty mi przeszła obojętnie. PF nie powinni wywoływać takiego braku uczuć. Chociaż ten singiel pierwszy nawet ok.
Jest dycha i nawet nie na siłę.