To i ja się wypowiem, bo widzę, że zapomniałem.
No jak dla mnie niekwestionowani giganci hard-rocka, chociaż na początku jakoś tego nie czułem, a i niezbyt odróżniałem ich od Aerosmith, którzy dla zespołu ponoć byli inspiracją. Uwielbiam w zasadzie całe "Appetite For Destruction", bo tam tracki od numeru 1 aż do 9 to w zasadzie same hity(do pozostałych wracam troszkę rzadziej) i pomyśleć, że strasznie późno to wszystko doceniłem, bo początkowo ta płyta wchodziła mi topornie. Do dzisiaj nie ogarniam jedynie tych hajpów na punkcie "Nightrain", bo to mi weszło jako ostatnie do łba. Uważam swoim skromnym zdaniem, że kompozycje sąsiadujące z tąże zjadają ją na śniadanie.
Przez dłuższy czas byłem jednak fanem tylko jednej płyty i uważałem, że zespół skończył się na Kill'em All, ale obecnie uwielbiam też w niemal równym pierwszą część iluzjonów, choć też chwyciła mnie dużo później, no ale dzisiaj nie mogę ucha oderwać od "November Rain", którego za rybo dwudyszna kiedyś nie rozumiałem i nie mogłem zapamiętać. Gorzej jest z "dwójką" ale tą też w miarę upływu czasu ogarnę. Tak samo z pozostałymi krążkami, chociaż "Chińska Demokracja" trochę mnie do siebie zniechęca, bo coś czuję, że ci prawdziwi Gunsi już się skończyli i brzmi to bardziej jak solowy projekt Axla. No i niestety słychać, że płyta nagrywana była przez blisko 15 lat. I niestety nie jest to płyta na którą się czeka 15 lat.
W ogóle powiem że na początku mojego zapoznawania się z nimi trawiłem chyba tylko covery, ale obecnie ich covery przy ich autorskich nagraniach to raczej ssą(w sensie relatywnym oczywiście, bo nie powiem, że są zupełnie złe).
Szacun dla nich że jak na warunki rocka lat 80-tych to ani trochę nie brzmią ejtisowo, za to niewiele różnią się od seventisów no i zapowiadają swym debiutem wielkie odrodzenie rocka w najntisach.
Niewiele znam takich zespołów, no może poza Aerosmith(ale to dlatego, że są do nich łudząco podobni) i paroma polskimi zespołami(ale to trochę inna bajka i jakoś ciężko mi jedno z drugim porównywać). Enyłej - oni chyba ocalili tą dekadę przed totalną utratą w oczach fanów rocka.
A i w ogóle powiem, że szerzej zainteresowałem się zespołem dopiero po jego koncercie w Rybniku rok temu... tyle, że mnie tam nie było, a i to pewnie dlatego się nimi zainteresowałem bo zacząłem z jakiegoś powodu żałować że nie pojechałem(czyżby to dlatego, że zespół był aż tak popularny wśród moich znajomych a i na tym forum?). Na szczęście potem okazało się, że nie miałem czego żałować(przynajmniej znajomi którzy tam byli tak twierdzą, ale jeszcze se czegoś z YT tam odsłucham by się w tym przekonaniu utwierdzić; enyłej z oryginalnego składu był tylko Axl więc chyba nie ma co się podniecać) - to raz, a dwa - odbiłem to sobie później na Slashu w Katowicach, gdzie był on po prostu kapitalny!
Miłą niespodziankę zrobił mi gdy zagrał "Welcome To The Jungle", którego początkowo nie planował w swoim secie. Notabene napiszę(bo zapomniałem na początku posta), że to mój ulubiony numer na płycie, ulubiony Gunsów w ogóle i chyba najlepszy otwieracz jaki w życiu słyszałem! Kto uważa inaczej to smutna prawda o nim.
(tak Obesrt, do Ciebie mówię!
) Wracając do koncertu - no każdy utwór z Apetytu na Destrukcję mu wyszedł przednio, a i nawet jak grał solowy repertuar którego w ogóle nie znałem to ani trochę się nie nudziłem i miałem wrażenie że koncert mi się przyjemnie dłuży i że nie chcę w ogóle końca. No jakby trwał nie 2 godziny a z 5 co najmniej.
Dzisiaj nie wyobrażam sobie nie słuchać Gunsów regularnie, nie mieć ich w swoich słuchawkach czy swoim TOP 10 zespołów. Ogromny szacun dla nich za odrodzenie rocka(hard rocka) i powrót do korzeni!