Re: Marillionaniści
Napisane: 19 lis 2013, o 09:20
Po cudownym (przynajmniej dla mnie) "Scripcie" i wyraźnie słabszym "Fugazi" wziąłem na warsztat trzeciego Marilliona - tym razem zgodnie z moją filozofią było to "Misplaced Childhood".
Od razu mówię, iż płyta ta wkracza do mojego panteonu "Cudownych płyt, których nie kocham". Jest to zaszczytne miejsce istniejące w mojej głowie, w którym znajdują się rzeczy obiektywnie bardzo dobrze, dopieszczone i w teorii idealne - ale jednak coś nie chwyciło i nie potrafię ich pokochać. Bycie w panteonie to jednak spora nobilitacja, bo są tutaj m.in. Animals Pink Floydów, debiut Doorsów czy In the Court of Crimson King.
Przesłuchałem wielokrotnie całość, w tym raz skupiając się tylko i wyłącznie na słuchaniu - słuchawki na uszy, zamykam oczy i słucham. Nie mogę powiedzieć, co mi się w płycie nie spodobało - brzmienie jak zwykle genialne, dość "miękkie", ale bez przesady, poza tym bardzo wyraźnie można rozróżnić każdy instrument - rewelacja jak dla mnie. W teksty się nie wsłuchuję, bo jestem odhumanizowany i nawet polskie teksty nie zawsze docierają do mnie z całą doniosłością, ale muzyka wyjebana w kosmos, niesamowicie bogate i świetne technicznie instrumentarium, mnóstwo smaczków (i za każdym odkrywa się za każdym razem odkrywa się coś nowego!) no i ten "dwulicowy" głos Fisha - czasem męski i ostry niczym u Gabriela, ale czasem śpiewa takim miękkim, spokojnym głosem - i też przyjemnie brzmi. Całości jednak czegoś brakuje. Czego? Nie mam pojęcia, ale zdaje się, że jakiegoś nadęcia, monumentalności, krzyczenia "patrzcie, jacy jesteśmy wielcy i wspaniali" jak to robiła większość zespołów progresywnych. Tutaj chłopaki zagrali po prostu swoje najlepiej jak umieli (a umieją świetnie), ale jednak w byciu wielkim chodzi równie mocno o talent, jak i pewne podejście do tematu i pewność siebie.
Obawiam się, że Marillion nie dla mnie - ale będę walczył dalej i całą dyskografię przesłucham wcześniej czy później na pewno, bo widzę ogromny potencjał, ale wszystko wskazuje na to, że moim nr1 na zawsze pozostanie Script - bo on przecież w duchu nie jest Marillinowo-Fishowy, tylko Genesisowo-Garbielowy i chyba za to właśnie go pokochałem.
Nowa edycja mojego rankingu płyt Marillion:
1) Script
2) Childhood
3) Fugazi (chociaż spodobało mi się w końcu, ale gdzie tam mu do Scripta).
Od razu mówię, iż płyta ta wkracza do mojego panteonu "Cudownych płyt, których nie kocham". Jest to zaszczytne miejsce istniejące w mojej głowie, w którym znajdują się rzeczy obiektywnie bardzo dobrze, dopieszczone i w teorii idealne - ale jednak coś nie chwyciło i nie potrafię ich pokochać. Bycie w panteonie to jednak spora nobilitacja, bo są tutaj m.in. Animals Pink Floydów, debiut Doorsów czy In the Court of Crimson King.
Przesłuchałem wielokrotnie całość, w tym raz skupiając się tylko i wyłącznie na słuchaniu - słuchawki na uszy, zamykam oczy i słucham. Nie mogę powiedzieć, co mi się w płycie nie spodobało - brzmienie jak zwykle genialne, dość "miękkie", ale bez przesady, poza tym bardzo wyraźnie można rozróżnić każdy instrument - rewelacja jak dla mnie. W teksty się nie wsłuchuję, bo jestem odhumanizowany i nawet polskie teksty nie zawsze docierają do mnie z całą doniosłością, ale muzyka wyjebana w kosmos, niesamowicie bogate i świetne technicznie instrumentarium, mnóstwo smaczków (i za każdym odkrywa się za każdym razem odkrywa się coś nowego!) no i ten "dwulicowy" głos Fisha - czasem męski i ostry niczym u Gabriela, ale czasem śpiewa takim miękkim, spokojnym głosem - i też przyjemnie brzmi. Całości jednak czegoś brakuje. Czego? Nie mam pojęcia, ale zdaje się, że jakiegoś nadęcia, monumentalności, krzyczenia "patrzcie, jacy jesteśmy wielcy i wspaniali" jak to robiła większość zespołów progresywnych. Tutaj chłopaki zagrali po prostu swoje najlepiej jak umieli (a umieją świetnie), ale jednak w byciu wielkim chodzi równie mocno o talent, jak i pewne podejście do tematu i pewność siebie.
Obawiam się, że Marillion nie dla mnie - ale będę walczył dalej i całą dyskografię przesłucham wcześniej czy później na pewno, bo widzę ogromny potencjał, ale wszystko wskazuje na to, że moim nr1 na zawsze pozostanie Script - bo on przecież w duchu nie jest Marillinowo-Fishowy, tylko Genesisowo-Garbielowy i chyba za to właśnie go pokochałem.
Nowa edycja mojego rankingu płyt Marillion:
1) Script
2) Childhood
3) Fugazi (chociaż spodobało mi się w końcu, ale gdzie tam mu do Scripta).